Praczet - Adam - Nunas

Żywić nadziejęŻywić nadziejęŻywić nadzieję

Żywić nadzieję

Żywić nadzieję – kolejne stwierdzenie, które przekradło się dawno temu do mojego, a może nawet naszego, słownika potocznego. I tak było używane, tak całkiem prawie nieświadomie i bez pochylenia się nad nim. Jednak jakiś czas temu, podczas kolejnego maila służbowego1, zwróciłem uwagę na ten zwrot. Czasami mówię, żywię nadzieję, że coś tam, albo mam nadzieję, ale nadzieja może umrzeć. Strasznie dużo cech ludzkich taka nadzieja ma2. I nie dość, że jest nieporadna, bo ją trzeba żywić, dokarmiać, utrzymywać, to jeszcze matkuje głupim. Zastanawiam się skąd ta antropomorfizacja nadziei. Dlaczego przypisujemy temu dość abstrakcyjnemu pojęciu tyle cech ludzkich? Dlaczego o nadzieję trzeba dbać i ją żywić? A może dlatego właśnie, że jako pojęcie samej idei było by nieśmiertelne a nadzieja płonną bywa, kruchą i na dodatek umiera, usycha, ginie? Może stąd właśnie wzięła się potrzeba personifikacji nadziei, przypisanie temu pojęciu cech ludzkich, bo ludzie przemijają, a idea trwa.

  1. Z tym pochylaniem się nad wyrazami czy też nad zwrotami to jest trochę tak jak z  powtarzaniem jakiegoś wyrazu. Jak się go powtarza to traci on sens, staje się taki obcy. Z reguły pochylam się nad wyrazami podczas pisania maili służbowych. Bo to raczej jest taki moment, że trzeba ważyć słowa. Hmmm ważyć słowa…
  2. znowu master Youda się we mnie odzywa